Zgadzam się częściowo.
Tzn. w projektach typowo waterfallowych jak najbardziej, albo lo-fi albo hi-fi (z naciskiem na to drugie), szczególnie gdy komunikacja jest ograniczona.
Jednak ostatnimi czasy coraz częściej pracuję zwinnie, gdzie makietowanie (o ile jest w ogóle potrzebne) kończy się gdzieś po środku, czyli do czasu, gdy zespół stwierdza “ok, już wiemy i rozumiemy jak to ma działać, przechodzimy dalej”.